Allen po parysku

 

Owen Wilson i Marion Cottilard

Na kolejny film Woody’ego Allena nie trzeba czekać zbyt długo. Reżyser serwuje je widzom niemal co roku. Czy to dobrze? Z każdym następnym filmem dochodzę do  przykrego wniosku, że nie. W swoim najnowszych obrazie „O północy w Paryżu” Allen snuje rozważania na temat ludzkiej nostalgii i tęsknoty za przeszłością. Przemyca tym samym oczywistą prawdę, że wielu z nas  marzy o wehikule czasu, bo każda epoka jest lepsza niż ta, w której przyszło nam żyć.

Młody Amerykanin Gil odwiedza Paryż razem z narzeczoną Inez. Już od pierwszej chwili czuje, że tutaj może być jego miejsce na ziemi. Czy naprawdę paryska atmosfera tak go odurzyła, czy może jest to jedynie rozpaczliwa próba ucieczki z dotychczasowego życia? Związek Gila i Inez nie ma w sobie nic z francuskiej l’amour tojour, więcej w tej relacji dystansu, niż prawdziwej pasji. On wciąż o czymś marzy, ona racjonalnie planuje zakup nowych mebli. Ich mijanie się doprowadza Inez w ramiona innego, a Gila do malowniczych kawiarni francuskiej bohemy lat 20-tych. Fascynacja bohatera magicznym światem sprawia, iż traci on kontakt z rzeczywistością. Idealny świat jest jednak złudny, a powrót do szarej codzienności okazuje się bolesny. Jednak Gil się nie załamuje – Paryż to w końcu miasto marzeń.

Jedną z głównych „bohaterów filmu”  jest właśnie stolica Francji – niekiedy romantyczna, innym razem tajemnicza. Będąca świadkiem romansów, niespełnionych miłości, rozkwitu kulturalnego lat 20-tych. Tylko tutaj siła namiętności może być tak ogromna, że zdaje się przekraczać granice czasu.

Film, jak dla mnie, jest niestety odrobinę zbyt naiwny, a fascynujący świat Salvadora Dalego, Man Raya czy Luisa Bunuela zostaje sprowadzony do prostych schematów: Dali – szaleniec, Man Ray – fotograf, Bunuel – filmowiec. Czy nie zbyt powierzchownie Pan podszedł do tematu,  Panie Allen? Przecież kino allenowskie nigdy nie było schematyczne!  Rachel McAdams i Owen Wilson

Mimo to polecam wybrać się do kina, gdyż w gąszczu kolejnych amerykańskich komedii czy kiepskiej jakości filmów science-fiction, to filmowa perełka. Krótko charakteryzując – film jest uroczy, ale cóż, nie uroku spodziewałam się po nowym obrazie jednego z moich ulubionych reżyserów. Czekam więc  na następny.

2 comments on “Allen po paryskuAdd yours →

  1. Dla mnie Paryż to tylko tło. Można by to miasto zastąpić innym. Np. Rzymem czy Wenecją… Barceloną… No chyba, że Allen dostał kasę z działu promocji paryskiego merostwa. To by wyjaśniało dlaczego akurat Paryż. 😉

    1. Dziękuję za komentarz 🙂 myślę, że znając twórczość Allena wie się doskonale jak ważną rolę w każdym jego nowym filmie pełni miasto. Tak jest i w tym przypadku. Sugeruje to już sam tytuł. Poza tym uważam, że trudno by było umiejscowić akcje tego właśnie obrazu w innym mieście, to właśnie Paryż był kolebką francuskiej bohemy lat 20-tych, to tutaj tworzyli Picasso oraz Dali, mimo, że pochodzi z Hiszpanii. Przyciągała ich atmosfera miasta. Symbolika jaka narodziła się wokół Paryża, sprawiła również, że główny bohater filmu, Gil – stracił dla niego głowę 🙂

Skomentuj dareczek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.