W poniedziałek, na dobry początek tygodnia postanowiłam przypomnieć sobie film Mariusza Trelińskiego „Egoiści”. Swoją premierę miał on w 2000 roku i wtedy, w tamtym okresie wywołał falę oburzenia. Po seansie odbyło się spotkanie z Magdaleną Cielecką, która zagrała jedną z głównych ról. Aktora sama wspomniała, że po projekcji filmu na Festiwalu w Gdyni wśród publiczności nastąpiła konsternacja. W tamtych czasach ten film mógł szokować, jest niezwykle dosadny, momentami wręcz obrazoburczy – ukazuje destrukcję ludzi, którzy w nowej, kształtującej się jeszcze postkomunistycznej Polsce postawili na kariery, sukces, pieniądze. Zachłysnęli się tą polską rzeczywistością, a na koniec kompletnie w niej pogubili.
„Egoiści” portretują ludzi, którzy tak bardzo skupili się na sobie, że zapomnieli o tym, że to co najbardziej niszczy i zabija to nie używki, które stały już niemal codziennością. To samotność. Jeden z bohaterów granych przez Jana Frycza mówi „samotność jest gorsza niż grzech” – bo to ona popycha do zachowań autodestrukcyjnych, do powolnego umierania w świetle dyskotekowych świateł i świdrującej muzyki.
To mocne, ale przede wszystkim bolesne kino. W neonowej stylistyce ukazuje brutalny świat ówczesnej Warszawy. Możliwe, że Treliński odrobinę go przerysowuje, że ta rzeczywistość stanowi jakiś niewielki ułamek całości. Mimo wszystko wiele prawdy jest w tym, że w ciągłej pogodni za czymś nieosiągalnym – ciągłym szukaniu kolejnych życiowych podniet człowiek zaczyna się zatracać. W skrajnych przypadkach pozostaje mu już tylko bezsilność i rozpacz. Bohaterowie filmu, tytułowi egoiści, są momentami może aż nazbyt egzaltowani, przeraźliwie ekstrawertyczni – ale to tylko fasada. Tak naprawdę są przejmująco nieszczęśliwi, zamknięci na innych, zwyczajni.
Szkoda, że ten film nie został odpowiednio doceniony i jest trochę zapomniany przez polską kinematografię. To ważny głos w dyskusji o pokoleniu, które weszło w dorosłość pod koniec lat 90-tych, definiujący młodych, zagubionych ludzi próbujących jakoś się w tym współczesnym świecie określić. Treliński przyjął dość mocną formę opowiadania – przedstawił w sposób wyrazisty wybraną grupę społeczną, ludzi, których może osobiście nie znamy, ale oni mijają nas każdego dnia – uśmiechając się na prawo i lewo. Pod tym uśmiechem kryje się jednak grymas bólu, którzy za wszelką cenę starają się ukryć.
Choć premiera filmu miała miejsc aż 16 lat temu i sama jego forma już nie jest tak szokująca i nowatorska,to jego tematyka i warstwa znaczeń wciąż jest boleśnie aktualna.
0 comments on “Kulturalny poniedziałek na Sopot Film Festival – 11.10”Add yours →