„Gambit królowej”, czyli czy warto grać w szachy?

Jest taki mem krążący po internecie: „życie jest jak gra w szachy, a ja nie umiem grać w szachy”. Z chęcią bym sobie to wypisała jako hasło przewodnie mojej egzystencji. Z tą grą łączy mnie tylko nieśmiałe marzenie, żeby kiedyś spróbować się nauczyć grać albo przynajmniej zrozumieć podstawowe reguły. No ale nie o mnie ma być ten wpis, a o najnowszym mini-serialu Netflixa „Gambit królowej” o genialnej szachistce, która odkrywa swój talent mając zaledwie 9 lat. I jak to w życiu i serialach bywa, dziewczynka odstaje od reszty dzieciaków, jest samotniczką, a swoje zamiłowanie do gry realizuje w piwnicznej toalecie domu dziecka. Akuszerem jej talentu, a zarazem nauczycielem jest woźny, Pan Shaibel. Początkowo niechętny i sceptyczny, staje się wkrótce jej największym fanem i kibicem. To właśnie pod jego okiem dziewczynka szlifuje swoje umiejętności i odkrywa, że szachy są jej wielką miłością.

Beth Harmon, grana przez niezwykle charyzmatyczną Anye Taylor-Joy, powoli przebija się do szachowej elity. Gdy jej talent zostaje dostrzeżony i wyciągnięty na światło dziennie z ciemnej piwnicy, zaczyna się wielka przygoda. Najpierw udaje jej się rozgromić graczy licealnego klubu szachowego, by chwilę później mocno zaznaczyć swoją pozycję na stanowych zawodach. Samotniczka zostaje powoli wciągnięta w towarzystwo najbardziej zapalonych szachistów. Na początku traktowana jest z dystansem, po kilku wygranych partiach zaskarbia sobie ich szacunek, choć nawet o niego nie zabiega. Bohaterka ma też swoją tajemnicę. Jej świetna forma jest zasługą uzależnienia od tabletek uspokajających, które zaczęła brać jeszcze jako dziecko. To pod ich wpływem może godzinami rozgrywać szachowe partie ograniczona tylko możliwościami własnej wyobraźni. Zielone tabletki stają się katalizatorem i pozwalają Beth zawczasu planować ruchy na szachownicy.

Jak to jednak bywa z genialnymi umysłami oprócz splendoru, kolejnych wygranych i pieniędzy, w jej życiu wkrada się też emocjonalny chaos, uzależnienie od leków i alkoholu. Niełatwo być w końcu kimś z takim talentem.

Beth to bez wątpienia silna osobowość. Dzięki temu obserwujemy jej zmagania w kolejnych potyczkach z zapartym tchem. Nie jest postacią z papieru i mocno zaznacza swoją obecność na ekranie. To, co też mnie urzekło w tym serialu to soczyste barwy kadrów, przedstawiające klimat amerykańskich lat 60-tych. Może niekiedy zbyt mocno nasycone, ale hej, czemu nie poczuć intensywności obrazów, jak nasza główna bohaterka czuje moc swojego umysłu po zażyciu zielonych tabletek. Dajmy się wciągnąć w tej słodkie retro tony. Pomoże nam w tym też towarzysząca bohaterom muzyka.  Wszystkie te elementy, wraz z tempem akcji, tworzą niesamowity obraz american dream i opowieści o genialnej rudej dziewczynie, której, mimo jej upadków – ciągle kibicujemy.

Oczywiście z wielką radością oglądałam w tym doborowymi aktorskim towarzystwie Marcina Dorocińskiego, który wciela się w rolę radzieckiego arcymistrza szachowego, Vasiliego Borgova. I nawet niewiele mówiąc, magnetyzuje spojrzeniem. Cieszy mnie ten polski akcent, szczególnie, że uważam Marcina za jednego z najlepszych aktorów. Dobrze, że dostrzeżono go również za granicą.

Mamy kolejny lockdown na horyzoncie i jesień za oknem. Nie ma lepszego sposobu na spędzenie tego czasu niż obejrzenie dobrego, wciągającego serialu. „Gambit królowej” to moim zdaniem wybór idealny.

0 comments on “„Gambit królowej”, czyli czy warto grać w szachy?Add yours →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.