Jerzy Stuhr – artysta totalny w rozmowie o sztuce filmowej i jej wpływie na społeczeństwo

Stuhr2

To było wyjątkowe spotkanie, bo pewnie nie ma osoby, która nie znałaby tego wybitnego aktora i reżysera. Profesor Jerzy Stuhr zgodził się porozmawiać ze mną o swojej artystycznej twórczości. Spotkaliśmy się w sopockiej Zatoce Sztuki w trakcie spotkania charytatywnego „Serca gwiazd”. Reżyser cierpliwie odpowiadał na pytania mimo zmęczenia i późnej pory. Zapraszam do lektury.

Magdalena Łoboda: Panie Profesorze, na początku chciałabym się dowiedzieć w jaki sposób Pana role z lat 70-tych, w filmach z nurtu Kina Moralnego Niepokoju, ukształtowały Pana jako początkującego aktora i młodego człowieka?

Jerzy Stuhr: Pamiętam, że ukształtowały mnie bardziej jako młodego człowieka. To było tak, że wytworzyła się taka grupa, nazwana potem właśnie Kinem Moralnego Niepokoju. Oni mnie do tej grupy przyjęli – oni, czyli reżyserzy – Krzysztof Kieślowski, Agnieszka Holland, Feliks Falk. Ja się stałem twarzą tej grupy – pamiętam, że to była dla mnie ogromna nobilitacja. Ważniejsza była przynależność do tej grupy, głoszenie jej poglądów niż granie ról w tych pierwszych filmach. To mnie ukształtowało, bardziej jako człowieka niż jako artystę. Choć oczywiście jako artystę też, bo poznawałam takie indywidualności jak ci reżyserzy, których wymieniłem. Przesiąkałem ich widzeniem świata, uczyłem się kamery, uczyłem się dialogu filmowego. Lata 70-te to była wielka szkoła.

Potem jak już się nagrałem w tych filmach, przyszedł Juliusz Machulski ze swoim widzeniem świata. Akurat tak się złożyło, że poczucie humoru tego reżysera i moje dość się zgodziło i przez połowę lat 80-tych służyłem Panu Juliuszowi w wielu jego komediach – to też było mi potrzebne. Było wyzwoleniem takiego pokładu poczucia humoru, które zawsze miałem, a poprzedni okres tego mi nie dawał. Potem pomalutku pomyślałem sobie, że jeżeli ten film już tak mną zawładnął to może by spróbować samemu. Wziąć odpowiedzialność za wszystko, a nie tylko za rolę. To było wyzwanie ogromne. W latach 90-tych przymierzyłem się do pierwszego filmu, „Spis cudzołożnic” – jeszcze wtedy nieśmiało, jeszcze wtedy scenariusza sam nie umiałbym napisać. Akurat wtedy Pan Jerzy Pilch napisał taką powieść, która bardzo mi odpowiadała i potrafiłem ją zaadaptować na film. To było pierwsze doświadczenie, a potem kroczek po kroczku nagle powstał drugi film „Historie miłosne”, który przyniósł mi uznanie i rozpoznanie europejskie. Film zdobył kilka nagród na wiodących europejskich festiwalach. A potem „Duże zwierzę” – nagle stałem się rozpoznawalnym polskim reżyserem w Europie. Nie można było tego zaprzepaścić, zwłaszcza w takim trudnym okresie. Zabrałem się za robienie filmów w momencie, w którym kinematografia była załamana. Nie miała swojego oblicza. Naśladowała Amerykanów. A takiego kina, które by opowiadało o losie polskiego inteligenta nie było. Właściwie byłem jedynym, który taką postać przenosił w XXI wiek. W tym roku się wzruszyłem jak za film „Obywatel” otrzymałem nagrodę specjalną w Gdyni. Wychodziłem po tę nagrodę i takie deja vu miałem. Przecież ja po tę samą nagrodę wychodziłem 20 lat temu po „Spisie cudzołożnic”. Dwadzieścia lat i ciągle jestem w tej puli wąskiej ludzi nagrodzonych na tym Festiwalu. Powiem szczerze, że to było dla mnie wzruszające. Bo trudno jest się utrzymać w tej branży filmowej. A ciągle robię właściwie taki sam film.

Magdalena Łoboda: No właśnie, tak jeszcze nawiązując do tej postaci inteligenta osadzonego w tej trudnej, polskiej rzeczywistości, jak zmienia się Pana perspektywa patrzenia na ten kontekst?

Jerzy Stuhr: Wystarczy prześledzić moje filmy, a szczególnie „Obywatela”, aby zobaczyć, że ta sekwencja, którą ja w „Obywatelu” gram czyli te ostatnie dwadzieścia lat z mojej perspektywy, perspektywy starszego człowieka to jest przykra perspektywa. Ten bohater jest dosyć upokarzany, to jest taki ciąg scenek dość upokarzających. Obserwując to pokolenie, to ono w tym nowym świecie nie ma za łatwo. Już zostało zapomniane, odstawione na bok – obśmiane, nie umie obsługiwać komputera, 38 zł podwyżki, emerytura.

No więc jakbym miał podsumować, idąc moim pokoleniem, to wcale nie jest to życie usłane różami. Dzisiaj jesteśmy świadkami protestów, niekiedy histerycznych, agresywnych starszych ludzi na Krakowskim Przedmieściu. Ja dzisiaj byłem na wyborach, była 11 godzina rano – sami starzy ludzie przychodzili głosować. W tym okresie co ja byłem, ani jednej młodej osoby nie było. Ten elektorat się zjednoczył, ale zjednoczył w rozgoryczeniu. W filmie „Obywatel” właśnie o tym mówię.

Magdalena Łoboda: Gdy zapowiadano w mediach film „Obywatel” pojawiało się głosy, że to najzabawniejsza komedia wszech czasów. Ja mam takie poczucie, że poprzez satyrę i humor, mówiąc w swoim filmach o trudnych sprawach staje się Pan takim Stańczykiem polskiego kina – obśmiewa Pan pewne polskie przywary i mówi ludziom, że król jest nagi.

Jerzy Stuhr: Ja może nie chce obśmiewać, chcę abyśmy się zaśmiali. Polacy się ciągle spierają, kłócą, obwiniają. Jak się patrzy na to wszystko z boku, to sobie myślę, że mógłby już przyjść taki moment, żebyśmy wszyscy razem się z tego zaśmiali. Ze słabości, wad, niedociągnięć, kompleksów, kłótni. Powiem Pani, że ta pół milionowa widownia i reakcja przekonuje mnie, że najlepiej to zrozumieli widzowie. Często chodziłem i obserwowałem reakcje widzów. Ich to śmieszy, ale nie obraża, nie mają do mnie pretensji. Widzowie wszystko rozumieją, gorzej krytyka, bo tu się zaczynają zarzuty, że to zbyt populistyczne, nieartystyczne i właśnie, że obrażam i szargam świętości.

Magdalena Łoboda: Duża część Polaków ma chyba poważny problem z dystansem.

Jerzy Stuhr: Dystans, no właśnie… Tak proszę o cień dystansu, muszę być zawsze bardziej prowokacyjny, żeby wyzwolić ten stan, muszę trochę wyjść przed szereg.

Magdalena Łoboda: A czy Pana zdaniem kino bardziej inspiruje do zmian społecznych czy jest przede wszystkim diagnozą rzeczywistości?

Jerzy Stuhr: Pierwszym obowiązkiem jest pokazanie tego jak jest. Pamiętam, że jak „Wodzireja” robiliśmy, opiekunem był wtedy Andrzej Wajda, który powiedział nam, że ta historia jest taka oczywista, że wszystko wiadomo. O „Obywatelu” też tak krytycy mówili – przecież to wszystko wiadomo. Ale co innego jest to pokazać. Andrzej Wajda mówił – „słuchaj, w ’54 o AK wszyscy w Polsce wiedzieli tylko ktoś to musiał pierwszy raz pokazać” tak jak pokazał to w „Kanale”. To nie jest to samo i dobrze by było, żeby krytycy to zrozumieli, że wszyscy wiemy, ale chodzi o to, aby odważnie to pokazać. Jeszcze w moim wypadku – wziąć to na siebie. Ja świecę twarzą za tego bohatera. Nie zasłaniam się, jak reżyser, jakimś Bogusławem Lindą. To ja biorę odpowiedzialność, to mnie się zdarzyło. Także diagnoza na pewno, a jak twórca ma szczęście i ludzie „pomyślą jutro” – to jest wielkie zwycięstwo –że przewidziałeś nastrój ludzi, że film ma wymiar profetyczny. Były takie przykłady w historii kina. Kieślowski był takim przykładem, że świat będzie szukał mistyki, Almodovar był takim przykładem, że za chwilę będziemy mówić o gender – za chwilę, a oni to przewidzieli wcześniej. Bergman taki był, Antonioni taki był, w ich czasach ich opluwano, wychodzono z kina, a nagle patrzysz – tacy są dzisiaj ludzie – zamknięci w sobie, egocentryczni, nie umiejący się porozumieć.

Magdalena Łoboda: Bardzo dziękuję za rozmowę.

Jerzy Stuhr – jeden z najwybitniejszych i najpopularniejszych aktorów polskich. W 1972 r. ukończył krakowską PWST i został zaangażowany do pracy w Teatrze Starym, z którym pozostał związany aż do 1991 r. Jerzy Stuhr jest laureatem wielu prestiżowych nagród zarówno za role sceniczne jak i filmowe. 

0 comments on “Jerzy Stuhr – artysta totalny w rozmowie o sztuce filmowej i jej wpływie na społeczeństwoAdd yours →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.