Każdy film jest czyimś punktem widzenia, czasem może mieć charakter propagandowy lub służyć jakiejś idei. Kino to medium niezwykle subiektywne. Pokazujące świat czyimiś oczami, mówiące czyimś głosem. Nie inaczej jest z filmem Billa Condona „Piąta władza” opowiadającym o twórcy WikiLeaks, Jullianie Assange’u. To oczywiście tylko jeden z punktów widzenia. Assange to postać kontrowersyjna, niejednoznaczna, więc niejednoznaczne będą również opinie na jego temat. Film oparty jest na książce napisanej przez współtwórcę portalu WikiLeaks, Daniela Domscheit-Berg’a – co również jest specyficznym punktem odniesienia. Dla mnie ten film stał się przyczynkiem do tego, aby przyjrzeć się niebezpiecznym mechanizmom władzy oraz pozorom wolności w jakiej żyjemy. Do tego filmu podeszłam nie tyle jak do biografii (nie wiem ile w nim prawdy, ile koloryzowania dla potrzeb udramatyzowania filmu, a ile propagandy), ale jak do filmu psychologicznego – gdzie twórca przygląda się problemom współczesnego świata.
Zacznijmy jednak od początku – myślę, że Juliana Assange’a nikomu przedstawiać nie trzeba, o WikiLeaks też było głośno w mediach. To portal na którym anonimowi informatorzy umieszczali tajne akta i depesze rządowe. Film opowiada o początkach działalności portalu, o tym jak jeden człowiek wypowiedział wojnę współczesnej obłudzie, wielkim mocarstwom, korporacjom. Odkrył karty, wyłożył asy trzymane w rękawach „możnych” tego świata. Można pomyśleć – bohater! Wybawca! Człowiek niosący prawdę. Film pokazuje jednak też drugie, niepokojące oblicze Assange’a – człowieka, który nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć cel. Fiodor Dostojewski pisał, że „ukryte poczucie potęgi bywa nieskończenie rozkoszniejsze niż jawna władza.” Bohater afery WikiLeaks wpadł w sidła brutalnego mechanizmu władzy. Moc posiadania przewagi nad innymi sprawiła, że nie liczyły się dla niego losy potencjalnych ofiar. Paradoksalnie sprzeciwiając się przywódcom współczesnych państw – stał się taki sam.
Julian Assange’a w filmie pokazany jest jak człowiek ogarnięty wizją naprawy świata, ale też jako osoba trochę autystyczna, uciekająca przed rzeczywistością, wyobcowana. Wygląda trochę jak postać z Matrixa. Zaprogramowany na bezrefleksyjne działanie dla wyższej sprawy. Wiele razy opowiada o traumach z przeszłości, próbując jakby „usprawiedliwić” swoją nietuzinkowość. Jest bezwzględny w ocenach innych, a jednocześnie nie potrafi sam ocenić własnych błędów. Reżyser przedstawia go jako wielkiego indywidualistę, równocześnie bardzo akcentując jego ciemną stronę. Film skłania do pytań o szanse jakie ma zwykły człowiek w walce z systemem. Jednocześnie dość jednoznacznie ocenia Assange’a. Jest to ocena negatywna, ale zgoła innej ocenie podlega idea, która narodziła się w jego umyśle. Dziennikarz „The Guardian” mówi o tym, że została wytyczona nowa ścieżka, którą trzeba podążać, aby żyć świadomie. Nowy sposób patrzenia na ręce rządzących.
Sam film jest zrealizowany dość sprawnie. Mimo, że trwa dwie godziny – trzyma w napięciu. Widać rękę doświadczonego reżysera. Bill Condon ma w swoim dorobku filmy przede wszystkim rozrywkowe, takie jak Saga „Zmierzch” czy „Dreamgirls”. I tym razem mamy do czynienia z filmem dobrym na sobotni wieczór, a jeśli dodatkowo zmusi nas on do głębszej refleksji, tym lepiej dla nas.
0 comments on “„Piąta władza” Billa Condona – czyli o świecie, w którym przyszło nam żyć”Add yours →