„Kultura jest podstawą społeczeństwa obywatelskiego i musi mieć swoją przestrzeń.” – o kinie w czasach pandemii i przygotowaniach do Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w rozmowie z Tomaszem Kolankiewiczem

Magdalena Łoboda: Na początku chciałam zapytać jak idą przygotowania do zbliżającego się Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni?

Tomasz Kolankiewicz: To są trudne przygotowania. Trafił mi się rok, delikatnie mówiąc, bardzo niedobry. W tym roku festiwal jest bardziej walką o zachowanie ciągłości tej imprezy. Będzie miał on co prawda formułę on-line, ale tak naprawdę, jeżeli chodzi o filmy z Konkursu Głównego to będzie on skierowany wyłącznie do dziennikarzy i branży filmowej.

Wynika to z tego, że nie dostaliśmy od producentów i dystrybutorów zgody na szerokie rozpowszechnianie konkursowych filmów. Gdy  koledzy i koleżanki robili wydarzenia takie jak choćby festiwal filmów dokumentalnych w Krakowie czy Doc Against Gravity, pokazywali oni filmy, które nie mają szerokiej dystrybucji kinowej w Polsce. Festiwale Nowe Horyzonty czy Trans-Atlantyk pokazują kino międzynarodowe, które też nie ma szerokiej dystrybucji w Polsce czy też są to filmy pokazywane tylko w kilku kinach studyjnych, a i tak mieli problemy z dostępnością wielu tytułów.

My pokazujemy polskie, mainstreamowe kino i niektóre z tych filmów są jeszcze przed premierą kinową. Dystrybutorzy muszą, zwłaszcza w tym trudnym roku,  liczyć pieniądze i nie mogą się zgodzić na takie straty. Mamy więc takie filmy w Konkursie Głównym, których niestety nie możemy pokazać szerokiej publiczności. Dla mnie to jest bardzo trudne. To będzie taki festiwal on-line, do którego niewiele osób będzie miało dostęp. Będą też filmy z Konkursu Krótkometrażowego i Mikrobudżetowego. Część twórców filmów z Konkursu Głównego zgodziła się na pokazanie filmów tylko dziennikarzom. To ważne także z powodu funkcji promocyjnej jaką pełni festiwal. O akredytacje będą mogli się postarać  też przedstawiciele branży. Z jednej strony filmowcy, z drugiej strony osoby związane z festiwalami, studenci szkoły filmowej. Będą to więc pokazy dla około dwóch tysięcy osób. Robimy to w takiej formule jak kilka innych festiwali, w wirtualnych salach kinowych. Wszystko to spowodowane jest limitami uzgodnionymi z producentami i dystrybutorami.

Ja zaplanowałem też oczywiście wiele innych sekcji, łącznie z tą jedną z najstarszych – sekcją Polonica –  czyli filmów zrealizowanych za granicą przez polskich twórców. Będzie sekcja Czysta Klasyka, w której w tym roku pokażemy cztery tytuły: film „Krzyżacy” Aleksandra Forda, w sześćdziesiątą rocznicę premiery filmu i czterdziestolecia od śmierci reżysera. Przy okazji „Krzyżaków” odbędzie spotkanie z Michałem Danielewiczem, autorem monografii Forda, niedawno wydanej przez Krytykę Polityczną.  Pokażemy „Ostatni etap” Wandy Jakubowskiej. Po tym pokazie odbędzie się rozmowa z Moniką Talarczyk, monografistą Wandy Jakubowskiej, jak również z Anną Sienkiewicz-Rogowską z Filmoteki Narodowej Instytutu Audiowizualnego, która nadzorowała rekonstrukcję filmu.

Pokażemy też „Test pilota Pirxa”. Z Markiem Piestrakiem, reżyserem obrazu, porozmawia Michał Oleszczyk. Odbędzie się to w ramach jego podcastu „SpoilerMaster”.

Odbędzie się też pokaz filmu „Personel” Krzysztofa Kieślowskiego. Tutaj mamy nadzieję na spotkanie z Witoldem Stokiem, operatorem filmu, który też nadzorował jego rekonstrukcję.

Jest też przewidzianych dużo wydarzeń branżowych, którego głównym tematem będzie kino młodzieżowe i jego renesans w Polsce. Zaprojektowałem taką króciutką sekcję, która pokazuje jak to kino młodzieżowe się zmieniało: od „Szatana z siódmej klasy”, przez „Akademię Pana Kleksa”, aż po film „Za niebieskimi drzwiami” Mariusza Paleja sprzed kilku lat. Zakończy ją wykład na temat tego jak ewoluował ten gatunek w Polsce.

Tak to wygląda w skrócie. Oczywiście atrakcji będzie więcej. Odbędą koncerty muzyczne z Piekiełka. Zagrają między innymi Mikołaj Trzaska i Marcin Lenarczyk. Będą one dostępne na naszej stronie. Zorganizujemy też około siedemdziesięciu spotkań z twórcami. Wszystko to odbędzie się w formule on-line, niestety.

Magdalena Łoboda: Oczywiście, trzeba się jakoś dopasować do tej trudnej sytuacji. Ważne, że w jakiejś formie festiwal się odbędzie i nawet taki zwykły też będzie mógł w nim choć częściowo uczestniczyć. A proszę powiedzieć, abstrahując od tej  całej sytuacji z pandemią, jest Pana pomysł na Gdynię? Zaczyna Pan właśnie swoją kadencję, a wokół tego wydarzenia w ostatnim czasie narosło sporo kontrowersji. Jak chciałby Pan pokierować tym festiwalem w przyszłości?

Tomasz Kolankiewicz: Część rzeczy już wprowadzam. W zeszłym roku po tych wszystkich skandalach, środowisko pod postacią Gildii Reżyserów i kilku innych organizacji zrzeszających twórców zażądało reformy festiwalu. Elementem tej reformy miało być przywrócenie stanowiska dyrektora artystycznego, chodzi o osobę, która będzie miała wpływ na cały festiwal. Całościowy plan tej reformy, ze względu na obecny rok, został na razie odsunięty w czasie. Mam nadzieję, że to się z czasem uda.

Pomysł na Gdynię w świecie idealnym, oczywiście mówię tutaj o sytuacji bez pandemii, jest taki, żeby ułatwiać różne przepływy. W  Gdyni od kilku lat utworzyły się dwa, równolegle dziejące się  festiwale. Jeden  –  branżowy, czyli wszystko to, co się dzieje w Teatrze Muzycznym. Tam gdzie spotyka się całe środowisko filmowe. A drugi to jest ten bardzo popularny festiwal filmowy, w którym bierze udział liczna publiczność. W ubiegłym roku było to przeszło siedemdziesiąt tysięcy widzów. Branża stanowiła jedynie 20 % tej liczby. Moim celem jest wzmacnianie połączeń między tymi dwoma grupami odbiorców.

Bardzo silny nacisk położyłem w swojej koncepcji  na wydarzenia branżowe. Już w tym roku zaproponowałam ich sporo. Na przykład działania wokół kina młodzieżowego, które będą adresowane do bardzo różnych grup docelowych. Będzie też panel o zrównoważonej produkcji filmowej. O tym jak producenci mogą walczyć z katastrofą klimatyczną na świecie wprowadzając ekologiczne rozwiązania podczas produkcji filmów, która jak wiemy jest nieekologiczna.

Będzie panel poświęcony regionalnym funduszom filmowym. To są takie działania, które silnie chce wzmocnić. Stworzyć markę, dzięki której festiwal w Gdyni nie będzie konkurentem, ale partnerem dla innych festiwali. Z racji swojego charakteru, ale także renomy i historii będzie miejscem wspierającym inne wydarzenia filmowe, które są często gorzej finansowane. Zaproponowałem, na zasadzie synergii, follow-up tego, co się dzieje na innych festiwalach. Celem takiego działania ma być wzmacnianie potencjału innych imprez i co za tym idzie całej polskiej kinematografii.

Mam też ambitny plan otworzenia Gdyni na świat. Nie chodzi tu o to, żeby robić międzynarodowy festiwal, bo Gdynia jest polskim festiwalem i zawsze nim będzie. Natomiast zależy mi na wyjściu poza polskie środowisko, zapraszaniu ważnych międzynarodowych gości, także na międzynarodowym jury. Mieliśmy nadzieję na takie jury już w tym roku. Niestety w tym roku nie mieliśmy takiej możliwości ze względu na duże ryzyko. Temat ten zostaje więc na przyszły rok.

Chciałbym  też zaprosić ważnych decydentów branżowych, z którymi polscy twórcy, producenci, osoby od post-produkcji mogliby się spotkać i podyskutować. Co pokazują badania uczestnictwa, najciekawsze dla widowni są konkursy. Inne rzeczy, dodatkowe sekcje, promocje książek, były oglądane w mniejszym stopniu. Krzysztof Kieślowski, kiedy nastąpił kryzys kina moralnego niepokoju, napisał kiedyś na łamach miesięcznika „Dialog”: „nie szerzej, tylko głębiej”. To jest maksyma, która mi przyświeca jeśli chodzi o budowanie publiczności. Gdynia ma bardzo dobrą bazę widzów i widzek, teraz czas na pogłębienie ich uczestnictwa w festiwalu. Oczywiście to działania na przyszły, miejmy nadzieję wolny od pandemii festiwal.

Myśląc o sekcjach bocznych, zależy mi bardziej na tym, aby uatrakcyjnić te już istniejące niż dodawać kolejne. Chciałbym, aby powróciła sekcja „Inne spojrzenie”: moim zdaniem w Gdyni jest miejsce na drugą sekcję konkursową. Są takie filmy, nawet w tym roku, których nie wziąłem do Konkursu Głównego, a które chciałbym w Gdyni pokazać. Są one eksperymentami lub sytuują się na marginesie polskiego kina, natomiast są bardzo ciekawe, odważne, nowatorskie. Dzięki temu twórcy, którzy prezentują filmy w tym konkursie, są potem obecni w polskim kinie. Tak było z Łukaszem Rondudą, reżyserem filmu „Performer”, który wygrał sekcje „Inne spojrzenie”, a jego następny film – „Serce miłości” był już w Konkursie Głównym. Teraz pracuje nad swoim trzecim filmem „Wszystkie nasze strachy”, którego współscenarzystą jest Michał Oleszczyk. Rodunda to jest taki twórca, który gdzieś bokiem doszedł do polskiej kinematografii. To, że wygrał sekcję „Inne spojrzenie” na pewno mu w tym pomogło. W tym konkursie wygrała też Jagoda Szelc. To są nazwiska osób, które pracują teraz w głównym nurcie polskiego kina. Widzę więc tutaj duży potencjał i szansę na włączanie ludzi z awangardy i eksperymentu do polskiego kina. Pomysłodawcą tej sekcji jest Michał Oleszczyk. W tym roku było za późno, żeby to zrobić, ale w przyszłym roku mam nadzieję, że się uda wrócić do tej koncepcji.

Mam też sporo innych pomysłów. Myślę o rzeczach bardzo odlotowych, żeby ten festiwal nie był tylko taki koturnowy. Uchylę tutaj rąbka tajemnicy,  że w przyszłym roku planuję przegląd plenerowy filmów bollywoodzkich w ramach sekcji Polonica. Będą to pokazy wieczorne, kuratorowane przez Jagodę Murczyńską. To jest jedna z najlepszych ekspertek  kina azjatyckiego. Chciałbym pokazać filmy bollywoodzkie i przy okazji zorganizować spotkania z twórcami tych filmów. Mamy kilku operatorów, którzy pracują w Bollywoodzie, przy największych produkcjach. To są produkcje z budżetami, o jakich się w Polsce się nawet nie marzy. To będzie taka sekcja, który może pokazać publiczności inne oblicze kina. Przy okazji edukując i pokazując czym jest na przykład Bollywood.

Chciałbym też poszerzyć przepływ między twórcami, a widownią, tak żeby było więcej spotkań dla publiczności niebranżowej. W tym roku Patrycja Wanat realizuje dla nas podcasty. To będą spotkania z reżyserami, scenarzystami, dźwiękowcami,  montażystkami. Nie będą one tylko na temat tego jak ci twórcy pracowali na planie konkretnego filmu, tylko ogólnie o tym, jak wygląda praca nad filmem. Opowiedzą widzom o tym, w którym momencie scenarzysta zaczyna pracę, a w którym kończy. Kiedy rozpoczyna działać operator, na czym polega postprodukcja obrazu i jakie ma znaczenie. Jak wygląda praca montażysty. Chodzi mi o pokazanie kina od kuchni.

Magdalena Łoboda: Chciałam jeszcze poruszyć jeden aspekt. Nie mamy już centrum Gemini, gdzie odbywały się seanse. Część z nich jest teraz w Riwierze, co moim zdaniem, trochę odziera z magii kina. To, że było to organizowane tak blisko Teatru Muzycznego sprawiało, że tworzyło się swoiste miasteczko festiwalowe. Czy jest jakiś pomysł na to, by znowu to zbliżyć do siebie?

Tomasz Kolankiewicz: Tak, to był idealny układ, taki trójkąt festiwalowy: Gemini, Centrum Filmowe i Teatr Muzyczny. Z tego co słyszałem, to teoretycznie w plan zagospodarowania jest wpisane, że tam ma być jakiś budynek, w którym na dole ma być kino. Znając jednak historię różnych tego rodzaju budynków, które miały powstać w całej Polsce, to uwierzę jak zobaczę. Bo w to, że deweloper wybuduje nam obiekt kulturalny to wierzę umiarkowanie. W miejsce kin powstają raczej…

Magdalena Łoboda: Biedronki…

Tomasz Kolankiewicz: Z tą Biedronką w warszawskiej Feminie to trochę inna historia, bo tam akurat była  wola ze strony Biedronki, żeby tam było to kino. Ta Biedronka nie była więc taka najgorsza, natomiast są inne przykłady. Znacznie gorsze niż kino Femina. Było na przykład kino Kosmos w Lublinie. Piękny, modernistyczny budynek. Zburzenie go to zbrodnia. To  był skarb architektury. Ja rozumiem, że modernizm to nie jest może przez wszystkich uznany kierunek, szczególnie w latach 90-tych, jednak jest to straszna szkoda dla kultury i architektury. Kultura jest podstawą społeczeństwa obywatelskiego i musi mieć swoją przestrzeń.

Magdalena Łoboda: Widać to też, choćby w obecnej sytuacji pandemii, że kultura jest na ostatnim miejscu i nikt z decydentów  o nią nie dba.

Tomasz Kolankiewicz: Myślę, że to głębszy problem niż tylko kwestia tego co robią lub nie robią decydenci. Pandemia sprawia, że zamiera współudział w kulturze. Oczywiście można przenieść bardzo wiele rzeczy do przestrzeni internetowej ale.. wiadomo, że np. teatru się nie przeniesie, bo teatr jednak zakłada uczestnictwo, nie pójdziemy na wystawę czy koncert w sieci. Oglądanie ich rejestracji to nie to samo. Proszę zauważyć: w historii kina podaje się konkretną datę jego początków: 28 grudnia 1895. I to nie jest wcale data powstania pierwszego filmu. Powstawały one wcześniej. W Stanach Zjednoczonych, za sprawą Edisona czy w Polsce za sprawą Kazimierza Prószyńskiego, który na swoim pleografie realizował w Warszawie takie filmy jak „Ślizgawka w Łazienkach” czy „Ulica Franciszkańska”. To są filmy sprzed tego pierwszego pokazu braci Lumiere. Natomiast historię kina datuje się od czasu pierwszego biletowanego pokazu dla publiczności. Te wcześniejsze pokazy filmowe  były dla jednego widza. Kino zaczyna się więc od momentu, kiedy ludzie wspólnie obejrzeli film na biletowanym pokazie. To nie jest tak, że oglądanie filmu na kanapie w domu się nie liczy. Ja sam korzystam codziennie z licznych platform, zarówno takich jak Mubi, w którym udostępniane jest kino artystyczne, jak i takich jak Netflix czy HBO. Jestem filmoznawcą, więc staram się oglądać wszystko, żeby wiedzieć i mieć ogląd tego, co obecnie się kręci i produkuje. Zwłaszcza, że telewizja czy też platformy streamingowe bardzo zmieniły charakter kina. Ta rewolucja serialowa zaczęła się prawdopodobnie od serialu „Rodzina Soprano” i ona wciąż trwa. Natomiast wydaje mi się, że ta niemożność współuczestnictwa w kulturze jest bardzo niedobrym zjawiskiem, które będzie miało w przyszłości opłakane skutki. Następuje pewien kryzys relacji społecznych. Współuczestnictwo w kulturze buduje wrażliwość, pomaga rozwijać społeczeństwo obywatelskie. To, co się dzieje teraz w Polsce jest bardzo niepokojące i kultura mogłaby pomóc to społeczeństwo ratować, bo ono coraz bardziej tego ratunku potrzebuje.

Magdalena Łoboda: A jaki film na Panu zrobił ostatnio wrażenie? Ogląda Pan mnóstwo filmów. Czy w świecie, w którym „wszystko już było” jest Pana w stanie coś jeszcze zaskoczyć?

Tomasz Kolankiewicz: Koncept tego,  że wszystko w sztuce już było jest mi bliski: tak jak praca grupy Azorro na ten sam temat. Jednak kino cały czas zaskakuje. Ja się w kinie boję, śmieję, wzruszam, czasem wściekam… To nadal działa. Wskazanie jednego filmu byłoby dosyć problematyczne. Ostatnio bardzo dużo oglądałem filmów gdyńskich i nie do końca mogę się na ich temat wypowiadać, ale muszę powiedzieć, że był wśród nich jeden film, który mnie bardzo wzruszył i rzeczywiście zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. Nie tylko swoją formą, ale także taką głęboką wrażliwością twórcy. Nie zdradzę tytułu.

Magdalena Łoboda: Zapytam się po festiwalu.

Tomasz Kolankiewicz: Jeśli chodzi o inne filmy, które ostatnio widziałem to odpowiem nietypowo, byłem w z córką w kinie na filmie „Pinokio” i ten film właśnie zrobił na mnie duże wrażenie. Uważam, że jest świetnie zrealizowany i fantastycznie zdubbingowany, co się rzadko zdarza. Zaskoczył mnie swoją formą, ale też spokojem narracji i świetną grą aktorską. Widziałem też ostatnio dużo dobrych horrorów, przed zamknięciem kin zdążyłem jeszcze rzutem na taśmę zobaczyć „St. Maud” w Gdyńskim Centrum Filmowym, gdzie zajrzałem po pracy. Także wrażenie robią na mnie niekiedy zupełnie różne rzeczy.

Magdalena Łoboda: A skąd pomysł na przegląd filmów o czarownicach?

Tomasz Kolankiewicz: Współpracuję z Nowym Teatrem w Warszawie, gdzie kuratoruję przeglądy filmowe. Zrobiłem ich już kilka. Zacząłem od cyklu „Od Caligariego do Hitlera” i to był przegląd filmów  z czasów republiki weimarskiej. Pokazując te filmy zwracam uwagę na  mechanizmy społeczne, które stały za tworzeniem takiego kina. Mówiąc o tym dlaczego właśnie takie kino powstawało w tamtych czasach, chciałem zwrócić uwagę na to, co się dzieje w Polsce. Pokazać do czego mogą doprowadzić głębokie podziały społeczne i eskalacja skrajnych postaw i konflikty. To miało miejsce w Weimarze i wiemy czym się skończyło.

Następnie miałem przegląd o cenzurze na przykładach światowego kina. Pokazywałem jak filmowcy borykali się z cenzurą i jak ją obchodzili wykorzystując do tego na przykład metaforę. A przegląd związany z czarownicami miał związek z początkiem protestów i pierwszych strajków kobiet i narracji, która była budowana wokół tego. Obustronnej. Z jednej strony rządowo-kościelna mówiąca o wiedźmach i czarownicach, a z druga ze strony protestujących, które same siebie nazywały czarownicami, które walczą i się nie poddadzą. Przyjrzałem się różnym filmom z historii światowego kina. Zarówno nowym jak „The Witch”, debiutu Roberta Eggersa, ale też oczywiście starym filmom z lat 20-tych i 30-tych, takich jak choćby „Czarownice” Benjamina Christensena. Pokazują one w gruncie rzeczy zawsze to samo. Walkę kobiet o swoją podmiotowość, ich zmagania z patriarchatem i społeczeństwem, które próbuje je wepchnąć w jakąś narzuconą z góry rolę. To znowu analogiczne do tego, co widzimy na ulicach i próba przyjrzenia się poprzez kino, jak artyści sobie z tym tematem radzili.

W tym roku rozpocząłem przegląd, który niestety został zawieszony z powodu pandemii, pod tytułem „Zmierzch ery ludzi” przegląd filmów o katastrofie klimatycznej. Zdążyłem tam pokazać tylko jeden film, potem miał być m.in. „O-Bi, O-Ba. Koniec cywilizacji” Piotra Szulkina. Film ten w czasie pandemii mi się przypomniał. Są w nim pokazane sceny jeżdżących szczekaczek, które nadają komunikat „Arka nie istnieje i nigdy nie przybędzie”, co mocno skojarzyło mi się z jeżdżącymi po Warszawie samochodami nadającymi komunikat „Jest pandemia, jest pandemia, proszę nie wychodzić z domu”. W ramach tych przeglądów staram się zestawiać to, co widzę przez okno, z tym co znam z kina. Wierzę w filmoterapię czy też kino jako projekcję zbiorowych i indywidualnych podświadomości. Szczególnie gdy jestem w trudnej sytuacji. Kino mi wtedy pomaga. Widzę, że to co oglądam, jak oglądam i w którym momencie ma znaczenie. To nie jest dla mnie tylko rozrywka, ale  też jakaś forma spojrzenia w siebie i dialogu z samym sobą. Bardzo ciekawe wydaje mi się takie czytanie kina. Artyści i artystki mają to do siebie, że w jakiś sposób przeczuwają przyszłość. Czują zachodzące procesy poprzez swoją wrażliwość artystyczną i starają się to przełożyć na własną twórczość. Dlatego tak ważne jest oglądanie i analizowanie tego, co tworzą teraz polscy twórcy i twórczynie.

Magdalena Łoboda: Bardzo się cieszę, że udało nam się porozmawiać. Życzę powodzenia ze zbliżającym się Festiwalem, żeby wszystko się udało i żeby w przyszłym roku odbywał się on już normalnie.

Tomasz Kolankiewicz: Dziękuję.

 

Tomasz Kolankiewicz jest filmoznawcą i historykiem filmu, kuratorem cykli filmowych, prowadzącym prelekcje i rozmowy o filmie. Jako programista filmowy ma wieloletnie doświadczenie we współpracy z telewizją, festiwalami filmowymi, kinami i instytucjami kultury (m.in. Nowym Teatrem, Filmoteką Narodową – Instytutem Audiowizualnym, Europejskim Centrum Solidarności). W latach 2008 – 2017 był redaktorem programowym w redakcji filmowej TVP Kultura.

0 comments on “„Kultura jest podstawą społeczeństwa obywatelskiego i musi mieć swoją przestrzeń.” – o kinie w czasach pandemii i przygotowaniach do Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w rozmowie z Tomaszem KolankiewiczemAdd yours →

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.